Świadectwo Piotrka


Jak wspólnota Kościoła wpłynęła na moje życie?
 

Wcześniej zaliczałem się do osób, które są “wierzące, ale niepraktykujące”, prawie w ogóle nie chodziłem do kościoła, rzadko się modliłem. Po prostu traktowałem to wszystko z obojętnością. W czerwcu 2012 r. pod wpływem częstych wizyt w kościele Dominikanów w Lublinie poczułem wewnętrzne pragnienie głębszych relacji z Bogiem. Zacząłem regularnie uczestniczyć we Eucharystii, codziennie się modlić, poszedłem także do spowiedzi. Jednak to wszystko było dla mnie niewystarczające. Wciąż czułem, że regularne praktyki nie uzupełniają tej wewnętrznej pustki jaka we mnie tkwiła. Któregoś dnia przypadkowo na stronie internetowej mojej parafii znalazłem wspólnotę Oazową braci Mniejszych Kapucynów, więc pomyślałem sobie, że “kurcze, to mogło być coś”. Mógłbym tam wspólnie z innymi pogłębiać swoją wiarę, czerpać z tego radość, a co najważniejsze być z ludźmi. Niestety miałem wtedy małego pecha, bo akurat były to prawie wakacje i wszyscy praktycznie wyjechali na rekolekcje. Z drugiej strony w życiu chrześcijanina nic nie dzieje się przypadkowo. Może Bóg chciał sprawdzić czy szczerze Go wyznaję i jak jestem wytrzymały? Więc pozostałem przy regularnych praktykach, nawet w trakcie wyjazdów wakacyjnych. Dni mijały, aż wakacje minęły mgnieniem oka, ale oficjalnie rok oazowy u mnie zwykle rozpoczyna się pod koniec września. Za to już kilka dni po rozpoczęciu roku szkolnego rozpoczęło się “wielkie sprzątanie” salki oazowej i wtedy zacząłem poznawać życie wspólnoty.

Dopiero po oficjalnym rozpoczęciu roku oazowego zaczęły się spotkania. Mogłem w końcu wypełnić tą wewnętrzną pustkę. Wspólnotowe Eucharystie, wspólny śpiew, spotkania, dyskusje, zabawy i poznawanie wielu wspaniałych ludzi. Swoją przynależność do oazy niewątpliwie mogę zawdzięczać rodzicom, którzy wychowywali mnie w duchu katolickim. Pomimo tego, że w mojej rodzinie stosunek do Kościoła bywa różny, czasami niestety negatywny.

Ze wszystkich stopni rekolekcyjnych najbardziej wpłynął na mnie drugi stopień w Zakroczymiu, kiedy wielokrotnie poruszano wątek Mojżesza i Księgi Wyjścia. Zrozumiałem wtedy, że moje życie podobnie jak Droga Krzyżowa Pana Jezusa jest jedną, wielką pustynią na której muszę się zmagać z różnymi problemami, pokusami, słabościami. Jednak idę z nadzieją, że Bóg mnie z tego wyciągnie i zawsze będzie mnie wyciągać. O tych zmaganiach przekonałem się jeszcze w tym roku, kiedy po raz trzeci chciałem odejść z oazy, a nawet rozstałem się na ponad dwa miesiące z Kościołem, w tym kwestionując swoją wiarę. Po jakimś czasie spotkałem się z moją koleżanką, animatorką, która przekonała mnie bym przyszedł na piątkowe spotkanie i się wszystkiemu przyglądał, aż Pan Bóg, który stawia mi na drodze dobrych ludzi pomógł mi się podnieść z tego kryzysu.

Nieco trudniejsze, ale owocne okazały się także rekolekcje trzeciego stopnia w Mogilnie, polegające na nawiedzaniu kościołów stacyjnych. Byłem wtedy po wielu różnych chorobach, więc musiałem z paru tych wycieczek zrezygnować żeby się wykurować i odpocząć. W końcu trzeba wyzbyć się egoisty ze swojego serca jak mówił br. Szymon na trójce.

Ostatnie rekolekcje uświadomiły mi że kryzys wbrew pozorom nie jest czymś złym – to Boże Błogosławieństwo, które mnie tak naprawdę umacnia. To tak jak z zabłądzeniem w ciemnym labiryncie. Zgubiłeś się, to musisz znaleźć wyjście, a kiedy je znajduję czuję satysfakcję i radość z pokojem w sercu.

Skończyła się trójka w Mogilnie, więc teoretycznie skończyła się moja formacja, po której osobiście zamierzam pełnić funkcję animatora we wspólnocie. Jeżeli Bóg zechce, to przytrafi mi się może jakaś inna forma posługi. Nie mogę zapominać również, że jeżeli oto zadbam, to całe życie jest i będzie moją formacją. Dla mnie najlepszą formą głoszenia Ewangelii jest świadomość tego, że jestem takim, jak wszyscy – słabym, często wpadającym w pułapki, czasami agresywny, ale wytrwały, roztropny, nie wywyższający się i wesoły przede wszystkim. Na koniec chcę Ci powiedzieć, że jeżeli w rodzinie, czy wśród znajomych są ludzie, którzy się z tobą nie zgadzają staraj się mieć z nimi dobre relacje. Jeżeli nie potrafisz udźwignąć wszystkiego naraz, lepiej po trochu niż wcale.

CHWAŁA PANU!!!
 
Piotrek z Lublina.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *